[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ostatnie słowa wyrzucił z siebie wręcz z furią.Przewodnicząca skwitowała to drwiącym uśmiechem.Nagle jakby oklapł, sięgnął po fajkę i zaczął nabijać tytoniem.— Porozumiem się z radą — rzucił.— Oczywiście.Ma pan do tego prawo.Powinna na tym skończyć, ale widocznie chciała się jeszcze nacieszyć sukcesem.Potoczyła po nas wzrokiem.— Ta dyskusja nie była potrzebna — oświadczyła.— Panowie jesteście zobowiązani wykonywać polecenia.Bez względu na to, kto akurat pośredniczy między wami a Radą.Czy też mają panowie jakieś zastrzeżenia? — zatrzymała wzrok na mnie.— Pan? Zdawało mi się, że chce pan coś powiedzieć?— Nie mam nic do powiedzenia — odparłem, zresztą zgodnie z prawdą.— Mnie osobiście nic nie dziwi.Nawet dziewice zachodzące w ciążę.Nie wiem, po co ani dlaczego to powiedziałem.W każdym razie reakcja była zaskakująca.Twarz pani Bernadetty zmieniła się w jednej chwili.Przypominała psa Pawłowa, który nagle usłyszał dzwonek.— Co? — wyrzuciła z siebie zmienionym głosem.Kątem oka dostrzegłem, jak Rafał gwałtownie wbija we mnie wściekłe spojrzenie, poruszając bezgłośnie ustami: „stul mordę!”.Rozejrzałem się niepewnie.— No… — zacząłem — taki dowcip.Może nie najlepszy.Przepraszam, ale jestem dziś zmęczony.Zapadła nienaturalna cisza.— Dobrze.Myślę, że na tym poprzestaniemy — oznajmił Rafał.— Chyba że są jeszcze jakieś pytania?PająkZdołałem tylko wrócić do swojego gabinetu, aby dowiedzieć się, że mnie do siebie wzywa.Siedział za biurkiem, tuląc we wnętrzu dłoni kieliszek.Napełnił i bez słowa podał mi drugi.— Co ci strzeliło do łba z tymi dziewicami w ciąży?Próbowałem powtórzyć, że tak mi się po prostu powiedziało.— Nie rób ze mnie durnia — zirytował się.— Gdzieś to słyszał?— Nie wiem, tak jakoś… Czy ja coś powiedziałem, no, nie tego?— Cholera wie — wzruszył ramionami.— Czysta ciekawość.Pindy jakoś dziwnie reagują na takie rzeczy.A zwłaszcza wydział wewnętrzny.— Odstawił pusty kieliszek na blat.— Żeby ich jasny szlag! O takiej sprawie dowiaduję się dosłownie w przeddzień, i to od niej! Baba jest sprytniejsza niż myślałem.Zachowałem taktyczne milczenie.Szef również przeżuwał coś przez chwilę w ciszy.Potem gwałtownie poderwał głowę, jakby go olśniło— Ta twoja Magda? — ni to zapytał, ni to oznajmił.— Wcale jej nie kłułeś, co? Prawda, chciałeś się żenić! Słuchaj, Alek, trudno się w tym wszystkim połapać, ale to może być klucz.Jak cholera.No gadajżesz, do kurwy nędzy!Miałem ochotę wyparować albo schować się we własnych butach.— No dobrze — przyznałem wreszcie.— Zgadł szef.Zwariowało się dziewczynie, czy to moja wina? Zawsze za dużo latała po kościołach, no i w końcu ją naszły mistyczne odjazdy… Zresztą nie widziałem jej już od paru miesięcy.Podniósł się energicznie i zaczął przechadzać po gabinecie.— Od ilu miesięcy?— Ze cztery.— To już powinno być widać? Mam nadzieją, że się nie dała zarejestrować?Zgłupiałem.— Szefie — zacząłem bezradnie.— Szef poważnie… że ona mogła naprawdę zajść z… Wierzy szef w coś takiego?— Nie wierzę — zatrzymał się, oparł lewą rękę o regał i jednym ruchem opróżnił kieliszek.— Pewnie, że nie wierzę.Takie rzeczy nie zdarzają się od dwóch tysięcy lat.Odstawił szkło, po czym przetarł mocno twarz rękami i kilkakrotnie potrząsnął głową.— Kurwa mać! Kurwa mać! — powtórzył.— Ale to wreszcie wszystko tłumaczy.Wszystko.Zbyt oczywiste, żeby na to wpaść, nawet patrząc codziennie pindom na ręce.— Co tłumaczy? — zapytałem zdezorientowany.— Ten obłęd ze skrobaniem dzieci, „upokarzający rozród”… że zamiast dalej iść metodycznie krok po kroku, Rada nagle głupieje i zaczyna pchać przymusową aborcję, jakby się im paliło w majtkach.Nic nie rozumiałem.Nie, to nieprawda: już rozumiałem, tylko nie byłem w stanie tego przyjąć do wiadomości.— Mogę zapalić? — odezwałem się bezradnie.— A pal, kurwa.— Znowu zatopił się w myślach, wędrując po gabinecie.— No dobrze — zaczął wreszcie.— Wymyśliliśmy do tego kupę argumentów nie do zbicia, pindy na swój własny użytek drugie tyle, ale sprawa była wyraźnie założona z góry.Cały czas mi to nie grało, cholera.Cała reszta tak, wyzwalanie kobiet, proszę bardzo, hasło dobre jak każde inne… Stara metoda, biedni przeciwko bogatym, głupi przeciwko mądrym, czemuż by nie kobiety przeciwko mężczyznom; byle dać pretekst do rozpętania obłędu i wyjechać na nim na sam szczyt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]