[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.− Jestem przekonany, że powrócę do obowiązków, proszę pana.Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że muszę przejść badania lekarskie, ale…− Tak, tak, tak − przerwał mu Thone.− Musimy to sprawdzić.Hmm.Bardzo dobrze.− Wstał.− Czy jest coś…?− Nie może pan nic… − Zaczął, a potem zobaczył wyraz twarzy Thone’a.− Przepraszam, proszę pana.− Tak jak mówiłem, kapitanie Zakalwe.Czy coś panu przynieść?Dowódca spojrzał w dół na białe prześcieradła.− Nie, proszę pana.Dziękuję, proszę pana.− Szybkiego powrotu do zdrowia, kapitanie Zakalwe − rzekł Thone lodowato.Chory zasalutował Thone’owi, który odwrócił się i wyszedł.Białe krzesło zostało.Pielęgniarka Talibe weszła po kilku chwilach.Ramiona miała skrzyżowane, bladą twarz spokojną i miłą.− Spróbuj zasnąć − powiedziała i zabrała krzesło.Zbudził się w nocy i zobaczył na zewnątrz światła przenikające przez śnieg.Oświetlone reflektorami padające płatki stawały się przezroczystymi cieniami; miękko przygniatały ostre, skierowane w dół świetlne smugi.Biel w tle, w czarnej nocy, przybierała kompromisowy kolor szary.Zbudził się z zapachem kwiatów w nozdrzach.Zacisnął dłoń pod poduszką, poczuł pojedyncze ramię ostrych, długich nożyczek.Wspomniał twarz Thone’a.Wspomniał pokój odpraw, czterech dowódców.Zaprosili go na drinka, powiedzieli, że chcą zamienić z nim słówko.W pokoju jednego z nich − nie pamiętał ich nazwisk, ale wkrótce sobie przypomni, a już teraz by go rozpoznał − pytali o szczegóły rozmowy w mesie.I, nieco pijany, przekonany, że jest bardzo sprytny, powiedział im to, co podejrzewał, że chcą usłyszeć, a nie to, co mówił innym pilotom.I odkrył spisek.Chciał, żeby nowy rząd dotrzymał swych populistycznych obietnic zakończenia wojny.Oni chcieli zorganizować zamach stanu i potrzebowali dobrych pilotów.Podniecony drinkami i zdenerwowany, zostawił ich w przekonaniu, że jest po ich stronie, i poszedł prosto do Thone’a.Thone − nieprzyjemny, ale uczciwy; nielubiany i czepliwy, próżny, uperfumowany, lecz znany jako zwolennik rządu.Choć Saaz Insile kiedyś stwierdził, że Thone jest prorządowy przy pilotach i antyrządowy przy swych zwierzchnikach.I spojrzał na twarz Thone’a.Nie w tamtym momencie, lecz później.Po tym, jak Thone kazał mu zachować dyskrecję, ponieważ myślał, że wśród pilotów również mogą być zdrajcy; kazał mu iść do łóżka, jakby nic się nie wydarzyło, więc jako podwładny usłuchał i poszedł, a ponieważ chyba nadal był pijany, obudził się o tę sekundę za późno, kiedy po niego przyszli, przytknęli mu do nosa nasyconą czymś szmatę i trzymali mocno, gdy się szamotał, ale w końcu musiał odetchnąć i uległ duszącym oparom.Wleczenie korytarzem, nogi w skarpetkach ślizgają się po kafelkach; ludzie z obu stron.Są w hangarze, ktoś podchodzi do wyłączników windy, a on widzi tylko niewyraźnie podłogę przed sobą i nie może podnieść głowy.Lecz od mężczyzny po prawej czuje zapach kwiatów.Dwuszczękowe wrota otworzyły się z trzaskiem nad głową.Z ciemności dobiegło wycie burzy.Powlekli go do windy.Naprężył się, okręcił, chwycił Thone’a za kołnierz.Zobaczył skonsternowaną, przerażoną twarz dowódcy.Żołnierz z drugiej strony złapał go za wolne ramię, ale on się wywinął, puścił Thone’a, w jego kaburze zobaczył pistolet.Złapał za broń.Pamiętał krzyki.Uciekł, ale się przewrócił.Próbował strzelać, lecz pistolet nie zadziałał.Światła zamigotały z odległego końca hangaru.− Nie jest nabity! Nie jest nabity! − krzyczał Thone do innych.Wszyscy spojrzeli na koniec hangaru.Samoloty zasłaniały widok, ale była tam jakaś osoba i krzyczała coś o włączonych światłach i o otwieraniu drzwi hangaru.Nie widział, kto go postrzelił.Młot walnął go w bok głowy.Następną rzeczą, jaką zobaczył, było białe krzesło.Za oknami zalanymi światłem z reflektorów dziko kotłował się śnieg.Obserwował to aż do świtu, przypominając sobie coraz więcej.− Talibe, czy zaniosłabyś wiadomość kapitanowi Saazowi Insile? Powiedz mu, że chcę się z nim zobaczyć, bardzo pilnie.Proszę cię, wyślij wiadomość do mojego szwadronu, dobrze?− Tak, oczywiście, ale najpierw lekarstwo.− Nie, Talibe.− Ujął jej dłoń.− Najpierw zadzwoń do szwadronu.− Mrugnął do niej znacząco.− Proszę, zrób to dla mnie.Potrząsnęła głową.− Nudziarz.Wyszła.− I co, idzie tutaj?− Jest na przepustce − oznajmiła i ujęła notatnik, by odznaczyć lekarstwo, które brał.− Cholera!Saaz nic nie mówił o jakiejś przepustce.− Sza, sza, kapitanie − powiedziała, potrząsając butelką.− Policja.Talibe, zawołaj żandarmów, zrób to natychmiast [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •