[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ani słowa więcej.To wystarczy.Za godzinę odpłynie pan na ląd.Przedtem zapozna się pan z warunkami umowy i podpisze ją.Roderick!Korsarz trącił palcem gong.Z kajuty na dole wbiegł po schodkach ten sam chłopak co przedtem.- Roderick! To jest mój pierwszy oficer i mój przyjaciel.Czy zjadłby pan coś, poruczniku? Roderick poda panu wszystko, na co tylko miałby pan ochotę.- Dziękuję, nie jestem głodny.- W takim razie zechce pan pójść za tym chłopcem.Zaprowadzi pana do jadalni na dole i da panu regulamin.W ciągu godziny przeczyta go pan dokładnie.Wtedy znów się zobaczymy.Roderick, poświeć panu porucznikowi.Chociaż pan, panie Wilder, umie zejść i bez drabiny.Gdyby było inaczej, nie miałbym przyjemności spotkać się z panem tutaj.Wilder przypomniał sobie wieżę i zmarszczył czoło.Korsarz zrobił krok w jego stronę.- Bardzo pana przepraszam za tamto.Choć uważałem pana już wtedy za swojego człowieka, zwykła ostrożność nakazywała mi odejść bez niczyjej asysty.Wilder odwrócił się do Korsarza i zrobił gest, który oznaczał, że nie żywi do niego urazy.Uśmiechnęli się obaj.Wilder zszedł po trapie za chłopcem.ROZDZIAŁ SIÓDMYCzerwony Korsarz został sam.Odczekał chwilę i znów lekko stuknął palcem w gong.Zjawił się chłopiec.- Roderick.- Słucham.- Dałeś mu regulamin?- Tak jest.- Czyta?- Tak, czyta.- To dobrze.Chciałbym pomówić z Generałem.A ty pewnie już jesteś zmęczony.Dobranoc.Poproś Generała na naradę i idź spać.Dobranoc.Roderick ukłonił się i zszedł na dół.Generał zjawił się w podobny jak przedtem sposób, tylko tym razem ukazał się w całej swej postaci.Był wysoki, trzymał się prosto, w ruchach, nie pozbawionych wdzięku, trochę przypominał marionetkę.Sztywno, po wojskowemu skłonił się Korsarzowi i bez słowa usiadł na krześle.Korsarz lekko skinął mu głową i przez dłuższą chwilę milczał, jakby pogrążył się w zamyśleniu.Wreszcie powiedział.- Generale, kampania nie jest jeszcze skończona.- Cóż nam zostało? - spytał Generał.- Bitwa wygrana, nieprzyjaciel wzięty do niewoli.- Tak, wykonał pan chwalebnie swoje zadanie, ale ja mam jeszcze dosyć dużo roboty.Widział pan tego młodzika w mesie?- Tak jest.- Jak się panu spodobał?- Marynarz jak marynarz.- To znaczy nie spodobał się panu.- Lubię dyscyplinę.- Zmieni pan o nim zdanie, jak go pan ujrzy na pokładzie.Zresztą zobaczymy.Chciałem pana jeszcze o coś poprosić.- Późno się zrobiło.- Chciałem poprosić, ale wydam panu rozkaz.- Tak jest.- Musimy być bardzo ostrożni, bo, jak pan wie.- Czekam na rozkaz!Korsarz zacisnął zęby, pogardliwy uśmiech pojawił się na jego ustach.- W skifie przy burcie statku znajdzie pan dwóch marynarzy.Jeden jest biały, drugi Murzyn.Sprowadzi ich pan do którejś z kajut na dziobie i spije do nieprzytomności.- Rozkaz.Generał wstał i wielkimi krokami pomaszerował w stronę drzwi.- Jeszcze słowo! - zawołał Korsarz.- Kim pan się posłuży?- Nightingale to najmocniejsza głowa na statku, jeśli nie liczyć mojej.- Nightingale już sobie nie pożałował.Posłałem go na ląd, żeby się rozejrzał za marynarzami bez pracy, którzy mieliby ochotę zaciągnąć się na ten statek.I spotkałem go w gospodzie.Obracał jęzorem jak adwokat, który od obu stron wziął pieniądze.Na dobitkę pokłócił się z marynarzem, który mógł się nam nadać, i nie jest wykluczone, że doszło między nimi do bójki.- W takim razie sam ruszę do boju - oświadczył Generał.Korsarz przyjaźnie skinął głową.- Generale - powiedział - trzeba jeszcze coś zrobić z jeńcem.- Jeńca też mam ululać?- Broń Boże! Niech go tu przyprowadzą.- Rozkaz! - służbiście krzyknął Generał i wyszedł.W minutę później dwóch barczystych marynarzy wniosło jakąś ludzką postać.Posadzili ją na krześle i bez słowa wyszli.- Witam, zacny panie Hektorze Homespun! - z uśmiechem powiedział Korsarz.Wystraszony krawiec wodził błędnym wzrokiem po otaczających go bogactwach i groźnych narzędziach wojny i raz po raz spoglądał spod oka na gospodarza.- Witam, mówię, panie Hektorze Homespun - powtórzył Korsarz.Krawiec nagle odzyskał mowę i płaczliwym głosem zawołał:- Niechaj Bóg Wszechmocny zlituje się nad nieszczęsnym ojcem siedmiorga dzieci! Nie obłowisz się, waleczny piracie, na uczciwym rzemieślniku, który od rana do nocy ciężko pracuje, skulony nad swoim warsztatem.- Oto słowa niegodne żołnierza, co bił się na pięciu krwawych wojnach i za wierność monarsze czeka na szlachecki tytuł - przerwał mu Korsarz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]