[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W oknach zapalały się już światła i ktoś krzyczał.Pobiegliśmy ulicą i po chwili skręciliśmy w zaułek prowadzący na zaplecze szkoły.W biegu zerwałem z siebie płaszcz i wrzuciłem go do pojemnika na śmieci.Rozdzieliliśmy się na następnej ulicy.Pobiegłem do domu, wpadłem do pokoju, zamknąłem drzwi na klucz i stanąłem w ciemności łapiąc oddech i śmiejąc się.To było życie! Zaświeciłem światło i obejrzałem dłoń.Widać było wyraźne ślady zębów tego mężczyzny.Obmyłem rękę winem i owinąłem chusteczką.Potem zgasiłem światło i rzuciłem się na łóżko.Usłyszałem syreny policyjne i roześmiałem się.„Ale kupa forsy!”- pomyślałem i sięgnąłem do kieszeni po zwitek banknotów.Boże! Nie było go tam! Skoczyłem na równe nogi i zacząłem gorączkowo przeszukiwać kieszenie.Nagle olśniło mnie: kiedy zaczęliśmy bić tego człowieka, wetknąłem pieniądze do kieszeni płaszcza.No tak! Płaszcz wrzuciłem do pojemnika śmiecie! I rewolwer! Rewolwer Williego też przepadł! Musiałem go upuścić zaraz potem, jak uderzyłem tego mężczyznę.Nie mogłem tam teraz wracać.Tam się już roiło od gliniarzy.Musiałem poczekać do rana, ale przez ten czas śmieciarz mógł przyjechać i płaszcz z pieniędzmi mógł przepaśćUpadłem z powrotem na łóżko i z całej siły walnąłem pięściami w materac.Tyle zachodu na nic.8.ŚMIECH SZATANA.Przez te dwa lata, w ciągu których byłem przywódcą Mau Mau, zginęło siedemnaście osób.Aresztowany byłem tyle razy, że nie jestem w stanie policzyć.Żyliśmy wszyscy w gan-gach tak, jakby nie było żadnego prawa.Nic nie było dla mnie święte, prócz naszej wzajemnej lojalności, a zwłaszcza tego szczególnie silnego poczucia lojalności w stosunku do Izraela i Manniego.Pewnej nocy Izrael podkradł się pod drzwi mojego pokoju i wręczył do środka gołębia.Potem stał przed drzwiami i śmiał się słysząc, jak krzyczę z przerażenia.Kiedy otworzył drzwi i zaświecił światło, zobaczył mnie ukrytego pod łóżkiem.Gdy wyganiał gołębia przez okno, usiłowałem zamaskować strach śmiechem.Ale kiedy poszedł, położyłem się na łóżku i dygotałem, a w uszach długo jeszcze brzmiał mi łopot skrzydeł.Gdy wreszcie zapadłem w nerwową drzemkę, przyśniło mi się że spadam.Obudziłem się myśląc, że słyszałem śmiech szatana.Następnego dnia rano Izrael wrócił z wiadomością, że Mannie został zraniony nożem i jest w szpitalu.Co jest Nicky? - spytał Izrael, kiedy skończył mi o tym opowiadać.Co się z tobą dzieje?Miałem żołądek ściśnięty w twardą grudę i czułem, jak krew odpływa mi z twarzy.Mannie i Izrael byli moimi jedynymi przyjaciółmi.Nagle, gdy usłyszałem od Izraela, jak blisko śmierci był Mannie, uczułem, że moje poczucie bezpieczeństwa gdzieś znika.Potrząsnąłem głową.- Nic mi nie jest.Tylko jestem wściekły.Dostanę się do Manniego, dowiemy się, kto to zrobił, i załatwimy go.Po południu próbowałem wejść do szpitala, ale w drzwiach stali dwaj policjanci.Wszedłem więc po drabince pożarowej i zastukałem w okno.Mannie otworzył je, ale był tak słaby że ledwo dowlókł się z powrotem do łóżka.- Kto to zrobił, stary? - spytałem.- Nie będzie tak żeby ktoś cię dziabnął i chodził sobie spokojnie.- To byli Biskupi.Dorwali mnie samego i dostałem dwa razy.Raz w nogę, a raz w bok.- Który to? - spytałem.- Wiesz który to zrobił?- Tak.To był ten, co go wołają Joe.On jest ich nowymi wiceprezesem.Cały czas zgrywa się na ważnego faceta.Kiedy uciekał, powiedział, że wrócą i zabiją mnie.Dlatego gliniarze tam stoją.- Dobra.Wyzdrowiej szybko.A jak wyjdziesz, dopadniemy tego brudnego czarnucha.Zszedłem po drabince i jeszcze tego samego wieczora spotkałem się z Izraelem i Homerem Belanchi, naszym radcą wojennym, żeby omówić akcję odwetową.Zdecydowaliśmy się na kidnaping.Na drugi dzień Homer ukradł samochód.Schowaliśmy go za starym magazynem i stał tam przez dwa tygodnie, dopóki Mannie nie wyszedł ze szpitala.Na akcję wyruszyliśmy na kilka dni przed świętami Boże-go Narodzenia 1957 r.Homer prowadził samochód.Po drodze zabraliśmy Manniego, który ciągle jeszcze kulał i podpierał się laską.Augie i Paco usiedli ze mną z tyłu.Powoli prze-jechaliśmy ulicą St.Edward obok ośrodka katolickiego.Tego wieczora odbywała się tam zabawa z okazji nadchodzących świąt Bożego Narodzenia i przed drzwiami stało dwóch poli-cjantów.Nie widać było żadnego Biskupa w okolicy, wiec po-jechaliśmy do cukierni i zaparkowaliśmy po przeciwnej stronie jezdni.Była już prawie jedenasta.Powiedzieliśmy Manniemu, żeby zaczekał w samochodzie, a sami poszliśmy na drugą stronę ulicy do cukierni.W środku było kilku Biskupów.- Hej, chłopaki, szukamy naszego przyjaciela, wicepre-zesa Biskupów.Słyszeliśmy, że chce zawrzeć pokój i przy-szliśmy pogadać z nim o tym.On tu gdzieś jest? - spytałem.Jeden z Biskupów odezwał się:- Mówisz o Joe? Tak, jest tam w kącie.Całuje dziew-czynę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]