[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Je¿eli natomiastnauki o suwerennym stawaniu siê, o p³ynnoœci wszelkich pojêæ, typów igatunków, o braku wszelkiej kardynalnej ró¿nicy miêdzy cz³owiekiem izwierzêciem- nauki, które uwa¿am za prawdziwe, ale za zabójcze- bêd¹ ze zwyk³¹ dziœ furi¹ pouczania ciskane w naród jeszcze przez czas ¿yciajednego pokolenia, to niechaj nikt siê nie dziwi, ¿e naród zginie odegoistycznej ma³oœci i nêdzy, od skostnienia i sobkostwa, a pierwej jeszczerozpadnie siê i przestanie byæ narodem: w jego miejsce na widowniê przysz³oœciwkrocz¹ mo¿e systemy jednostkowych egoizmów, bractwa maj¹ce na celu zbójeckiwyzysk nie zbratanych i inne twory utylitarystycznej nikczemnoœci.Aby zaœtworom tym przygotowaæ grunt, wystarczy pisaæ dalej historiê ze stanowiska masi szukaæ w niej praw, wywodz¹cych siê z potrzeb tych¿e mas, a wiêc szukaæ prawruchu ni¿szych, gliniastych i ilastych pok³adów spo³eczeñstwa.Masy wydaj¹ misiê tylko z trojakich wzglêdów godne uwagi: po pierwsze jako zatarte kopiewielkich ludzi, wykonane na kiepskim papierze i zu¿ytymi p³ytami, nastêpniejako si³a stawiaj¹ca opór wielkim, a wreszcie jako narzêdzie w rêku wielkich;poza tym niechaj je bior¹ diabli i statystyka! Co, statystyka dowodzi, ¿e wdziejach istniej¹ prawa? Prawa? Owszem, statystyka dowodzi, jak pod³a iwstrêtnie zuniformizowana jest masa; czy mamy dzia³anie si³ ciê¿koœci, g³upoty,ma³powania, mi³oœci i g³odu zwaæ prawami? Dobrze, zgoda i na to, ale skoro tak,to stwierdziæ te¿ trzeba, ¿e jeœli w dziejach dzia³aj¹ prawa, to prawa s¹ nicniewarte i nic niewarte s¹ dzieje.Tymczasem dziœ powszechnie szanowany jestw³aœnie ten rodzaj historii, która wielkie porywy mas uwa¿a za rzecznajwa¿niejsz¹ i g³Ã³wn¹ w dziejach, a wielkich ludzi traktuje tylko jakonajdobitniejszy przejaw, poniek¹d jako widoczne na po-wierzchni wody b¹ble powietrza.Zatem masa ma z samej siebie wy³oniæ wielkoœæ,chaos ma porodziæ porz¹dek; na koniec, rzecz jasna, wypadnie zaintonowaæ hymnna czeœæ p³odnej masy.„Wielkim" bêdzie siê wówczas zwa³o wszystko, co przezd³u¿szy czas wprawia³o masê w ruch i, jak to siê mówi, by³o „historyczn¹ moc¹".Ale czy nie znaczy to rozmyœlnie mieszaæ iloœæ z jakoœci¹? Je¿eli ociê¿a³emasy uzna³y jak¹œ myœl, na przyk³ad jak¹œ ideê religijn¹, za akuratodpowiedni¹, broni³y jej twardo i ci¹gnê³y przez stulecia, to w takimprzypadku, i w³aœnie w takim, za wielkiego uchodziæ winien autor i twórca tejidei.A dlaczego? To, co najszlachetniejsze i najwznioœlejsze, wcale niedzia³a na masy; historyczny sukces chrzeœcijañstwa, jego historyczna moc,odpornoœæ i trwa³oœæ — wszystko to na szczêœcie nie jest ¿adnym dowodem wsprawie wielkoœci jego twórcy, bo w gruncie rzeczy œwiadczy³oby tylkoprzeciwko niemu: ale miêdzy nim a owym historycznym sukcesem le¿y bardzoziemska i mroczna sfera namiêtnoœci, b³êdu, ¿¹dzy w³adzy i zaszczytów,dzia³aj¹cych nadal si³ imperii romani, warstwa, z której wywodzi siê ów ziemskiposmak i ziemska przymieszka w chrzeœcijañstwie, to, co umo¿liwi³o muprzetrwanie w tym œwiecie i niejako je zahartowa³o.Wielkoœæ nie powinnazale¿eæ od sukcesu, a Demostenes posiada³ wielkoœæ, choæ zrazu sukcesu nieodniós³.Najbardziej czyœci i prawdziwi zwolennicy chrzeœcijañstwa zawszeraczej podwa¿ali i powœci¹gali swoje œwieckie sukcesy, swoj¹ tak zwan¹„historyczn¹ moc", albowiem zwykle stawiali siê poza „œwiatem" i nie dbali o„proces idei chrzeœcijañskiej"; jako¿ na ogó³ pozostali dla historii ca³kiemnie znani i anonimowi.Mówi¹c po chrzeœcijañsku: regentem œwiata oraz mistrzemsukcesu i postêpu jest diabe³; diabe³ jest w³aœciw¹ moc¹ wszystkich mocyhistorycznych, i tak ju¿ zasadniczo pozostanie — choæ brzmi to zapewne niemilew uszach epoki, która przywyk³a ubóstwiaæ sukces i historyczn¹ moc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]