[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlapostronnego obserwatora by³ zwyk³ym poœrednikiem, chciwym handlarzem, który ju¿przelicza w myœli pieni¹dze z udanej transakcji.Tymczasem on intensywniemyœla³, rozwa¿a³ dziesi¹tki mo¿liwoœci naraz, rozpaczliwie próbowa³przewidzieæ swój nastêpny ruch.Wszystko zale¿a³o od tego, jak rozegra toJenrette.Co szepn¹³ Grekowi? W jaki sposób da³ mu do zrozumienia, ¿e siêznaj¹? Co mu powie? ¯e pracowali razem w Dyrektoriacie? Wykluczone.A mo¿ejednak? By³ na to przygotowany? Mia³ a¿ tak dobr¹ przykrywkê? Nie wiadomo.Poprostu nie wiadomo.Z drugiej strony nie mia³ pojêcia, co Bryson tu robi.Równie dobrze móg³ za³o¿yæ, ¿e jego kolega po fachu pracuje teraz na w³asn¹rêkê, ¿e sprzedaje kradzione plany.Nie dysponowa³ ¿adnymi dowodami, ¿e jestinaczej.Otworzy³y siê dêbowe drzwi.Bryson drgn¹³.Kelnerka.Piêkna blond kelnerka ztac¹, na której sta³y kieliszki i butelka czegoœ, co wygl¹da³o na porto.NajwyraŸniej wezwa³ j¹ Calacanis; musia³a wejœæ do gabinetu innymi drzwiami.Nie zwracaj¹c na niego uwagi, zaczê³a zbieraæ puste szampanki i kieliszki dowina.Podesz³a bli¿ej, siêgnê³a po wielk¹, szklan¹ popielniczkê wype³nion¹niedopa³kami kubañskich cygar i nagle.- Jest pan bardzo popularny - szepnê³a ledwo dos³yszalnym szeptem, stawiaj¹cpopielniczkê na tacy.- Pañscy przyjaciele ju¿ czekaj¹.Tam, w s¹siednimpokoju.- Dyskretnie spojrza³a na dêbowe drzwi po drugiej stronie biblioteki.-Tylko niech pan nie zabrudzi krwi¹ dywanika.Pan Calacanis bardzo go lubi.- Topowiedziawszy, szybko odesz³a.Bryson zesztywnia³.Nie wiedzia³, czy ma w ¿y³ach wiêcej krwi, czy adrenaliny.Jednak¿e ani drgn¹³, twarz mia³ jak z kamienia.Co to znaczy?Zastawili na niego pu³apkê? I co to za dziewczyna? Ich wspólniczka? Dlaczego goostrzeg³a?Drzwi do gabinetu otworzy³y siê ponownie i tym razem w progu ujrza³ Calacanisa.Tu¿ za nim sta³ ³an, a w g³êbi gabinetu Gifford alias Jenrette.- Zechce pan do nas do³¹czyæ? Serdecznie zapraszamy.Bryson odpowiedzia³ z sekundowym opóŸnieniem, próbuj¹c zyskaæ na czasie iprzejrzeæ jego zamiary.- Oczywiœcie, za chwileczkê.Zostawi³em coœ w salonie.- Panie Coleridge, obawiam siê, ¿e nie mamy czasu - odpar³ szorstko Grek.- Momencik.- Bryson ruszy³ do drzwi.Dopiero teraz spostrzeg³, ¿e stoi przynich uzbrojony ochroniarz, jednak zamiast zawróciæ, par³ naprzód, jakby nic siênie sta³o.Od ros³ego goryla dzieli³o go ledwie kilka kroków.- Przykro mi, ale naprawdê musimy porozmawiaæ.- Calacanis lekko skin¹³ g³ow¹,daj¹c ochroniarzowi znak, ¿eby zablokowa³ drzwi.Teraz!Rzuci³ siê przed siebie i pchn¹³ zaskoczonego goryla na futrynê.Gorylszarpn¹³ siê, chcia³ siêgn¹æ po broñ, lecz nie zd¹¿y³, gdy¿ Bryson kopn¹³ go wkrocze.Zawy³a syrena.PrzeraŸliwie, og³uszaj¹co - musia³ j¹ w³¹czyæ Calacanis, którywrzeszcza³, jakby obdzierano go ¿ywcem ze skóry.Ochroniarz straci³ równowagê- Bryson wykorzysta³ ten moment chwilowej bezbronnoœci, grzmotn¹³ go kolanem wbrzuch, jednoczeœnie praw¹ rêka chwyci³ za g³owê i pchn¹³ na pod³ogê.- Stój! - zagrzmia³ Calacanis.Nick odwróci³ siê szybko, by stwierdziæ, ¿e ³an przybra³ pozycjê strzeleck¹ iceluje w niego z trzydziestki ósemki.W tej samej chwili krêpy goryl, którego Bryson wci¹¿ przytrzymywa³, wytê¿y³si³y, potê¿nie wierzgn¹³ i zdo³a³ wstaæ, jednak Nick zareagowa³ du¿o szybciej:jedn¹ rêk¹ b³yskawicznie za³o¿y³ mu dŸwigniê, palce drugiej wbi³ w oczy i ukry³g³owê za jego g³ow¹.By³ niemal pewien, ¿e w tej sytuacji ³an nie strzeli,boj¹c siê trafiæ kolegê.Nagle huknê³o i zbryzga³a go krew.Ochroniarz drgn¹³ i z ciemnoczerwon¹ dziur¹poœrodku czo³a zwiotcza³ mu w rêkach, ³an - zapewne przez przypadek - zabi³swego kumpla.Bryson zrobi³ szybki obrót, b³yskawicznie odchyli³ siê do ty³u i cudemunikaj¹c kolejnej kuli, wypad³ na korytarz.Woko³o trzaska³o roz³upywanepociskami drewno, dzwoni³y stalowe grodzie.Syrena zawy³a jeszcze g³oœniej, aon bieg³ przed siebie, nie wiedz¹c dok¹d.Waszyngton- Spójrzmy prawdzie w oczy.Nie powstrzymam ciê bez wzglêdu na to, co powiem.Roger Fry patrzy³ wyczekuj¹co na senatora Cassidy'ego.Od czterech lat by³ jegoszefem sztabu, pisa³ dla niego oœwiadczenia, noty i przemówienia.Senatorzwraca³ siê do niego z ka¿dym pal¹cym problemem.Fry, drobnyczterdziestokilkuletni rudzielec, by³ chyba jedynym cz³owiekiem, na którym móg³ca³kowicie polegaæ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]