[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oni razem?Wykluczone.Niektórzy z tych ludzi byli zagorza³ymi rywalami, inni nie mieli zesob¹ nic wspólnego.Gdyby siê naprawdê spotkali, musielibyœmy napisaæ od nowaca³¹ historiê gospodarcz¹ dwudziestego wieku.- Nie mog³o to byæ coœ w rodzaju pierwszego Davos? – spekulowa³ Ben.-Pierwszej konferencji w hotelu Bilderberg? Pierwszego spotkania przemys³owychgigantów?Profesor postuka³ palcem w zdjêcie.Ten, kto je sprokurowa³, musia³ mieæ paskudne poczucie humoru - rzek³ twardym,stanowczym g³osem.Kogo pan pokazuje?Jego, Gerharda Lenza.Ben to nazwisko sk¹dœ zna³, lecz nie móg³ go sobie z niczym skojarzyæ.- Kto tojest?- Kto to by³.On ju¿ nie ¿yje.Umar³ w Ameryce Po³udniowej.Doktor GerhardLenz.Genialny umys³, produkt najlepszych wiedeñskich szkó³ medycznych, symbolnaszej cywilizacji.Przepraszam, jestem ironiczny i uszczypliwy, a historykowito nie przystoi.Widzi pan, Lenz, podobnie jak jego z³ej s³awy przyjaciel,Josef Mengele, przeprowadza³ doœwiadczenia medyczne na kalekich dzieciach zhitlerowskich obozów koncentracyjnych.Kiedy wojna siê skoñczy³a, mia³ ju¿ ko³opiêædziesi¹tki.Jego syn wci¹¿ mieszka w Wiedniu.Chryste.Gerhard Lenz, jeden z najwiêkszych potworów dwudziestego wieku.Benowizakrêci³o siê w g³owie.Gerhard Lenz, jasnooki hitlerowiec, sta³ na zdjêciu tu¿obok Maksa Hartmana.Mercandetti wyj¹³ z kieszeni lupê - pewnie pos³ugiwa³ siê ni¹, grzebi¹c wstarych archiwach - i dok³adnie przyjrza³ siê fotografii.Potem obejrza³po¿Ã³³k³y papier, na który naniesiono emulsjê.Wreszcie pokrêci³ g³ow¹.- Wygl¹da na autentyczne.Ale to niemo¿liwe.Ono nie mo¿e byæ autentyczne.-Mówi³ z cich¹, t³umion¹ pasj¹ i Ben zastanawia³ siê przez chwilê, czy profesornie próbuje tego sobie wmówiæ.Bardzo zblad³ i widaæ by³o, ¿e zdaje sobiesprawê, i¿ nie zdo³a zaprzeczyæ oczywistym faktom.- Proszê mi powiedzieæ -spyta³ niepewnie i bez œladu dawnej weso³oœci w g³osie – sk¹d pan je ma?Œrodki ostro¿noœci.Gaston Rossignol ¿y³: œmieræ tak s³ynnej i dostojnejpostaci nie przesz³aby niezauwa¿enie.Mimo to po godzinie intensywnychspekulacji i poszukiwañ zrezygnowany Mercandetti bezradnie roz³o¿y³ rêce.- Pró¿ny trud, przepraszam.- Ciê¿ko westchn¹³.- Có¿, jestem tylkohistorykiem, nie detektywem.Ale zwa¿ywszy na pañskie obycie z ró¿nymifortelami i finansowymi podstêpami, powinien pan poradziæ sobie lepiej ni¿ ja.Mia³ racjê - Ben dopiero teraz zda³ sobie z tego sprawê.Fortele i pu³apki:Mercandetti mia³ na myœli coœ, co bankierzy nazywali zabezpieczeniem aktywów, ana tym Ben trochê siê zna³.Teraz z kolei on usiad³ wygodniej i pogr¹¿y³ siê wzadumie.Prominenci, ludzie powszechnie znani, nie znikaj¹ bez œladu: tworz¹jedynie prawne zas³ony dymne.Ukrywanie adresu zamieszkania w obawie przedewentualnymi przeœladowcami do z³udzenia przypomina sytuacjê, w którejkredytobiorca ukrywa siê przed kredytodawc¹ czy choæby przed urzêdem skarbowym.Rossignol na pewno wci¹¿ zarz¹dza³ swoim aktywami, stwarzaj¹c pozory, ¿e ju¿tego nie robi.Wytropienie kogoœ, kto nie ma ¿adnego maj¹tku, nie by³oby³atwe.Ben przypomnia³ sobie pewnego klienta Funduszu Kapita³owego Hartmana,wyj¹tkowego sknerê, który mia³ obsesjê na punkcie wyrafinowanego zabezpieczaniaaktywów.Ben go za to znienawidzi³, lecz œlêcz¹c nad jego kontami, sporo siênauczy³ i mog³o mu siê to teraz przydaæ.- Gaston Rossignol musi mieæ jakichœ krewnych - powiedzia³.- Krewnych, którzymieszkaj¹ w pobli¿u.Ludzi zarówno pewnych jak i pos³usznych.Bardzo mubliskich, choæ zdecydowanie m³odszych.- Wiedzia³, ¿e najwiêkszym problemem,jaki napotykaj¹ fikcyjni darczyñcy, jest przedwczesna œmieræpseudobeneficjenta, ¿e tajnoœæ tego typu operacji zale¿y od jegodyskrecji.- Mówi pan o Yves-Alainie - odrzek³ profesor.- Naprawdê?- W³aœnie go pan opisa³.Yves-Alain Taille, jego siostrzeniec.Dzia³aczspo³eczny - znany tylko dziêki rodzinnym koneksjom - i lichy bankier, to zkolei dziêki intelektualnej miernocie.Kr¹¿y opinia, ¿e to cz³owiek s³abegocharakteru, choæ maj¹cy jak najlepsze intencje.Kiedyœ przewodniczy³ ZuryskiejRadzie Sztuki czy czemuœ w tym stylu.Jest wiceprezesem jednego z prywatnychbanków; to œwietna synekura.£atwo go bêdzie znaleŸæ.- A gdybym chcia³ sprawdziæ, czy oprócz domu Taille ma w kantonie jeszcze jak¹œinn¹ posiad³oœæ? Przeniesienie tytu³u w³asnoœci podlega opodatkowaniu, prawda?I jest jawne.- Tak.Musia³by pan wpaœæ do urzêdu miejskiego.Mieœci siê w ratuszu, nadLimmatem.Owszem, przeniesienie tytu³u w³asnoœci jest opodatkowane iteoretycznie jawne, ale ze wzglêdu na jedn¹ z dwóch szwajcarskich namiêtnoœci -mam tu na myœli czekoladê i utajnianie wszystkiego, co tylko mo¿na utajniæ -wszystkie dokumenty tego typu s¹ przechowywane w wydzielonym serwerze.Ale tonie problem: jestem jego u¿ytkownikiem i znam has³o dostêpu.Ojcowie miastazwrócili siê do mnie z proœb¹ o napisanie broszury, któr¹ chc¹ wydaæ z okazjiszeœæsetlecia przyst¹pienia Zurychu do Konfederacji.Zwykle nie prowadzê tegorodzaju badañ, ale có¿, hojnie sypnêli frankami.Godzinê póŸniej Ben mia³ ju¿ pierwsze namiary - by³a to posiad³oœæ du¿oskromniejsza ni¿ poprzednia rezydencja Rossignola.Dwie godziny póŸniej,przejrzawszy kilkanaœcie niezwykle zawi³ych dokumentów, zdoby³ niemal ca³kowit¹pewnoœæ, ¿e w³aœcicielem domu jest Gaston Rossignol.Tytu³ w³asnoœci opiewa³ co prawda na nazwisko Taillego, lecz nie by³o to jegosta³e miejsce zamieszkania.Dom letniskowy? W Zurychu? Odpada.Domek dlakochanki? Nie, by³ na to zbyt okaza³y.Poza tym wspó³zarz¹dza³ nim pewienfundusz inwestycyjny.Taille nie móg³ dysponowaæ posiad³oœci¹ sam: bez zgodyfunduszu nie mia³ prawa ani jej sprzedaæ, ani przekazaæ nikomu w darowiŸnie.Siedziba w³adz funduszu? Wyspa Jersey.Ben uœmiechn¹³ siê leciutko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]