[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.P³aszczyzna prze³omu lœni³a lodowymi kryszta³kami, ukazuj¹c chaotyczne esy ifloresy urz¹dzeñ wewnêtrznych.Trurl podrapa³ siê w g³owê.— Czy¿byœmy mieli przed sob¹ istotê zbudowan¹ z kleju, jedn¹ z tych, o jakichpisa³ staro¿ytny cybermistyk Klibaber? Mieli¿byœmy przed sob¹ jednego zpratubylców Galaktyki, zamierzch³ego Je³czaka, zwanego w legendach Cz³akiem?Ty³em œwiatów przebieg³, w tylu systemach po — bywa³em, a nie zdarzy³o mi siêjeszcze ujrzeæ na w³asne oczy Myœl¹cego Maœlaka! O, muszê wszystkie si³yprzy³o¿yæ, by wskrzeszenie siê powiod³o! Co za okazja do rozmowy na tematyontologiczne, nie wspominaj¹c o minie, jak¹ zrobi twój wujek Klapaucjusz! Alejak¿e bez³adnie skonstruowany jest ten pêkniêty! Biedny pêknisiu, zaistegordyjskie masz w¹tpia, ani tu œruby za³o¿yæ, ani klamry, i nie wiadomo, co doczego pasuje! Jeno ogólny stan za — lodzenia trzyma w kupie te wszystkiekrêtowid³a i rosolisy!— Tato — rzek³a maszynka, która zagl¹da³a mu przez ramie — to nie jest Cz³ak,Maœlak ani Je³czak, tylko zwyk³y Chandroid!— Co? Jak? Nie przeszkadzaj! Co mówisz? Chandroid? Android chyba!— Nie, w³aœnie Chandroid, czyli android ogarniêty chandr¹! W³aœnie wczorajwyczyta³am o takich z encyklopedii!— Nonsens! Sk¹d mo¿esz to wiedzieæ?— Bo ma w rêku puchar.— Puchar? Jaki puchar? To tam w lodzie? A rzeczywiœcie! No i co z tego?— W takim pucharze podaj¹ zwykle cykutê, wiêc skoro sam chcia³ j¹ wypiæ, jestniedokonanym samobójc¹, a sk¹d chêci suicydalne, jeœli nie od taedium vitae,czyli od chandry?— Zbyt ryzykowne sylogizmy! Niepoprawnie rozumujesz! Nie tak ciê uczy³em! —wyrzuca³ z siebie Trurl pospiesznie, dŸwigaj¹c blok lodowy, który zawiera³korpus Chandroida.— Nie czas teraz zreszt¹ na takie rozwa¿ania.Idziemy nagórê!— Do pieca? — spyta³a maszynka, podskakuj¹c na miejscu w najwiêkszympodnieceniu.— Do pieca, do pieca!— Nie do pieca, lecz na zapiecek! — sprostowa³ Trurl.Przed u³o¿eniemChandroida na zapiecku wzi¹³ siê do ¿mudnej pracy anterowania.Przysuwa³ atomydo atomów drêtwiej¹cymi rêkami, bo musia³ pracowaæ w sztucznym mrozie, mia³ te¿chwile powa¿nych w¹tpliwoœci, co do czego nale¿y, taki panowa³ w Chandroidzieba³agan, na szczêœcie móg³ siê orientowaæ wed³ug powierzchni, to jestsukiennego odzienia, bo obszyte skór¹ guziki wyraŸnie wskazywa³y, gdzie przód,a gdzie ty³.Kiedy po³o¿y³ obie istoty w cieple, zeszed³ do pracowni, aby pokartkowaæ nawszelki wypadek Wstêp do Wskrzeszalnictwa.Œlêcza³ nad ksi¹¿kami, gdy napiêtrze rozleg³y siê ³omotania.— Zaraz! Zaraz — krzykn¹³ Trurl i pobieg³ na górê.Robot w sztylpach siedzia³na przypiecku, obmacuj¹c siê ze zdziwieniem, Chandroid zaœ jak d³ugi le¿a³ napod³odze, pragn¹c bowiem wstaæ, straci³ równowagê i upad³.— Szlachetni przybysze! — ozwa³ siê z progu Trurl — witam was w moim domu!Zamkniêci w lodowych bry³ach, spadliœcie do mego ogrodu, rujnuj¹c mi truskawki,czego nie mam wam wszak¿e za z³e.Odku³em was z lodu, a potem za pomoc¹inkubacyjnej reanimacji termicznej oraz intensywnej resuscytacji doprowadzi³emdo przytomnoœci, jak sami widzicie! Nie wiem jednak, sk¹deœcie siê wziêli w tymlodzie, i pa³am siln¹ ciekawoœci¹ poznania waszych losów! Wybaczcie obcesowoœæ,a co do reszty, malec, który podskakuje u mego boku, jest moim potomkiemnieletnim…— A kim waœæ jesteœ? — spyta³ s³abym g³osem Chandroid, który wci¹¿ jeszczesiedzia³ na pod³odze i obmacywa³ siê po ca³ym korpusie.— Panowie przybysze — ty w skórzanych sztylpach oraz ty, pal¹co i mokrowpatrzony we mnie, wiedzcie, ¿e jestem konstruktorem omnigenerycznym, imieniemTrurl, doœæ znanym.To miejsce jest pracowni¹ moj¹ na Ósmej Planecie S³oñca,którego do niedawna nie by³o, gdy¿ skonstruowaliœmy je pospo³u z druhemKlapaucjuszem w ramach czynu spo³ecznego z mg³awicowych odpadów.Zajêcie mestanowi od eonów doœwiadczalna ontologia, po³¹czona z optymalistyk¹ wzastosowaniu do wszystkich Rozumów Universum! Pojmujê, ¿e nag³e znalezienie siêna obczyŸnie, a jeszcze w taki sposób, przyprawi³o wasze jestestwa o pewienwstrz¹s, zbierzcie atoli myœli i wyznajcie, coœcie za jedni, gdy¿ takprzyspieszymy ogólne porozumienie!— A z Bolicj¹ Gróla Zbawnucego nie masz acan ¿adnych powi¹zañ? — spyta³ doœæs³abym g³osem dobosz z pieca.— O tym Królu, jako¿ te¿ o jego Policji nic mi nie wiadomo… zakatarzonyœwaszmoœæ? Rozumiem — to z przeziêbienia, ka¿dy by siê zaziêbi³ w takimch³odzie… mo¿e lipowego kwiatu?— Nie jestem zakatarzony, a tylko mówiê z cudzoziemska — wyjaœni³ robot wsztylpach, przyg³adzaj¹c z wyraŸn¹ ulg¹ z³ote szamerowania na piersi.— Król, któremu poniek¹d uszed³em, zwie siê w samej rzeczy Grólem, a to z tejprzyczyny, ¿e nie Pañstwem rz¹dzi, lecz Bañstwem… ale to ca³a historia.— Opowiadaj j¹ pan! prosimy! — zapiszcza³a maszynka w podskokach.Trurl uciszy³j¹ srogim spojrzeniem i powiedzia³:— Nie chcia³bym nagliæ — b¹dŸcie moimi goœæmi, proszê! A waszmoœæ — czy jesteœAndroidem, czy te¿ Maœlicielem?— W g³owie mi jeszcze szumi — odrzek³ siedz¹cy na pod³odze.— Meteor lodowy?Kometa? Mo¿e byæ! Mo¿e to byæ! Kometa, ale nie ta! Musia³em przegapiæ moj¹! Oj,bêdzie¿ mi, bêdzie!— To pan nie jesteœ Chandroidem? — spyta³ rozczarowany Cyfranio.— Chandroidem? Nie wiem, co to takiego.W g³owie mi szumi.— Nie zwa¿ajcie, proszê, na tego malucha! — odezwa³ siê Trurl, piorunuj¹cwzrokiem Cyfrania.— Panowie, widzê, ¿e przeszliœcie si³a tarapatów, tote¿przepraszam za niewczesne ponaglenia do wzajemnych przedstawieñ i proszê napokoje, abyœcie mogli siê nieco ochêdo¿yæ i ukoiæ, a te¿ posiliæ co nieco!Po wieczerzy, spo¿ytej w milczeniu, oprowadzi³ Trurl niezwyk³ych goœci po ca³ymswoim domostwie, pokaza³ im pracowniê i bibliotekê, a na koniec zawiód³ ich nastrych, gdzie mia³ szczególnie osobliwe okazy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]